Lwy buszują po świecie Podróże

Czy w Chorwacji jest rafa koralowa?

Autor:
opublikowano
3 maja 2018

Pytanie retoryczne z gatunku tendencyjnych i z pozoru niepodchwytliwych. Zadając je w tej naiwno-prowokacyjnej formie, mogę zostać oskarżony o sianie oceanograficznego fermentu i herezji, bo oczywiście w Adriatyku rafy koralowej nie ma. Co nie znaczy, że nie ma podwodnego życia. Udało mi się znaleźć takie miejsce w Chorwacji, które przy dobrej woli uznasz za namiastkę „rafy”. Przy jednej z wysepek obok Korczuli odkryłem podwodne krajobrazy, które rafę do złudzenia przypominają.

Wyspa Badija koło Korczuli. W oddali półwysep Pelješac i miasto Orebić.

Oczywiście rafy koralowej znanej z Morza Czerwonego lub wybrzeży Australii nie ma w wodach Adriatyku – za zimno.  Jednak duża Ilość baz nurkowych u wybrzeży Chorwacji to dowód, że warto zejść w głębiny i poczuć wielki błękit nad sobą. Na Korczulę trochę trudniej dostać się turystom. Docierają tam tylko najwytrwalsi, którzy zdecydują się na dość upierdliwą procedurę przeprawy promem lub objechania półwyspu Pelješac . Może i dobrze, bo wyspa ciągle ma dzikie zakątki, 2 miliony winorośli i bardzo czyste wody u swoich brzegów. We wrześniu udało nam się z Asią znaleźć mały pokoik w kamienicy na starym mieście w Korczuli niedaleko domu rodziny Marco Polo. Co ciekawe potomkowie słynnego podróżnika, a przynajmniej jakiejś gałęzi jego familii, ciągle mieszkają na tym niezwykłym półwyspie otoczonym murami obronnymi i wieżami. Zaraz za murami starego miasta znajduje się niewielki port skąd odpływają łódki, żaglówki i małe łodzie pełniące rolę wodnych taksówek. Pewnego dnia popłynęliśmy więc na jedną z małych wysepek u brzegów Korczuli w poszukiwaniu intymności i krystalicznej wody.

Żółte gąbki Badija Korczula, Korcula, Chorwacja, fot. Paweł Kempa, tu są lwy

Żółte gąbki u brzegów wyspy Badija koło Korczuli.

Wyspa Badija – mały raj nie tylko pod wodą

Gruby chorwacki szyper łódki wysadził nas na betonowym nabrzeżu wyspy Badija. Przez chwilę byliśmy zdezorientowani, w którą stronę pójść? Z opuszczony klasztor Franciszkanów zostawiliśmy sobie na później. Przeszliśmy  blisko nabrzeża obok starych boisk sportowych pamiętających czasy świetności Jugosławii, ale kto na nich grał? Mnisi? No chyba nie, raczej tacy jak my, którzy przypłynęli to na cały dzień.  – Dobra, to chodźmy w prawo…   – oznajmiłem Asi, która uniesionymi wysoko brwiami dała do zrozumienia  – czy na pewno wiesz dokąd idziemy? Oczywiście nie wiedziałem, ale mieliśmy zapas wody i trochę jedzenia, a bawienie się w Robinsona bardzo mi pasowało. Po kilkuset metrach spaceru wzdłuż brzegu skończyła się ścieżka i szliśmy już po skałach i ostrych jak brzytwa kamieniach. Znaleźliśmy sobie grajdołek miedzy kamieniami i zaszyliśmy się na nich jak jaszczurki. Jaszczurki wylegiwały się nago na słońcu i chłodziły na przemian w wodzie. Raj. Mieliśmy przekąski w postaci marchewek u jabłek. Nagle zza sosnowych drzew wychyliła się głowa. Niewielki jeleń podszedł blisko i węszył… Podszedłem do niego z jabłkiem w ręku, a on wyraźnie był zainteresowany nie mną, ale tym, co miałem do jedzenia. Zjadł z ręki jak fiord w Norwegii. Okazało się, że są one prawie oswojone i traktują turystów jak chodzący paśnik. Ale zaraz, miało być o rafie…

Badija, Korcula, chorwacja, rafa

Rafa? No, jak zmruży się oczy, a maska zaparuje, to mamy rafę;)

Chorwacka „rafa” koło Korczuli

Zanurkowałem w przybrzeżnych wodach koło wyspy Badija zakładając maskę, fajkę i płetwy. Woda była krystaliczna, skały na dnie jasne, więc odbijały światło dając poczucie przebywania w wielkim błękicie. Umiem wstrzymać oddech pod wodą na stosunkowo długi czas, więc pływałem wokół niesamowitych formacji skalnych, postrzępionych i ostrych. Tworzyły niezwykłe łuki i pieczary. Na dnie było sporo ukwiałów, strzykw, trochę wszędobylskich jeżowców,  widziałem rozgwiazdy i żółte gąbki o łacińskiej nazwie (aplysina aerophoba). Na płytkich wodach i na tle skał prezentowały się zjawiskowo – jak na Adriatyk. Koralów madreporowych oczywiście tam nie ma, ale cieszyłem się tym podwodnym światem co najmniej, jakbym pływał na Wielkiej Rafie Koralowej w Australii, ale be obawy, że zaatakuje mnie rekin. Już same skały i ich ukształtowanie były ciekawe, a dodając przepływające ryby, gąbki i ukwiały sprawiały namiastkę wrażenia rafy.
O godzinie 17 przypływał gruby szyper i zabierał nas do portu przy starym mieście. Przy kolejnych wizytach włóczyłem się nie tylko po dnie, ale także po lądzie penetrując wszystkie dziury na wyspie ze starym, opuszczonym klasztorem Franciszkanów i tajemniczymi ruinami w gęstych krzakach na środku wyspy.

Wyspa Badija koło Korczuli, chorwacja, jeleń

Niedaleko był klasztor Franciszkanów, może dlatego jelenie na wyspie Badija były takie ufne i jadły z ręki.

TAGS
WPISY POWIĄZANE

DODAJ KOMENTARZ

Paweł Kempa
Polska

Pamiętam jak marzyłem, żeby zobaczyć lwy w Nogongoro. Moimi idolami z dzieciństwa byli Tony Halik i Sir David Attenborough. Wodziłem palcem po mapach zapewne tak, jak oni. Zostałem dziennikarzem z żyłką podróżniczą. Współpracuję z National Geographic Traveler. Przez 5 lat tworzyłem w Men’s Health dział „Wyzwania”, a sporty ekstremalne testowałem na własnej skórze. Lubię ostrą kuchnię tajską, norweskie lodowce i zapach afrykańskiego buszu o poranku. Z żoną i rocznym dzieckiem ruszyłem przez Indonezję, Malezję i Tajlandię, gdzie zostałem zainfekowany nieuleczalnym wirusem podróżowania we troje. Pewnego dnia spojrzałem prosto w oczy lwicy w Ngorongoro.

O blogu

Na blogu Tu są lwy ruszasz ze mną w podróż. Zamieściłem tu przygody, patenty, opisałem miejsca i wyzwania, których doświadczyłem na własnej skórze. Bo każdy ma swój Everest i każdy ma swoje „lwy” do odkrycia – czasem za płotem, czasem na końcu świata. Nazwa Tu są lwy nawiązuje do łacińskiego zapisu „Hic sunt leones”. W ten sposób oznaczano na antycznych mapach tereny dzikie, nieznane kartografom. Tą odkrytą wiedzą, ale – co najważniejsze – emocjami dzielę się tu z Tobą.

Lwy polują na zdjęcia
Lwy polecają: