Lwy buszują po świecie Podróże

Pociągi na Sri Lance: tanio i przygodowo – jak zacząć

Autor:
opublikowano
17 maja 2018

Tanio, na chłodnym łokciu i z przygodami. Jeśli kiedykolwiek wpadnie Ci do głowy skrytykowanie usług pociągów Intercity w Polsce, spróbuj podróży  koleją na Sri Lance. Lankijskie składy kursujące po wyspie też nazywają się Intercity, ale jazda II i III klasą, to przygoda, którą warto przetestować na własnej skórze, szczególnie jeśli ta przywykła do wygód, WiFi i nowoczesnego fjubździu w wagonach. No to jazda!

Sri Lanka kolej Kolombo - Kandy

Sri Lanka: na trasie kolejowej Kolombo – Kandy

Przyjazd pociągu na Sri Lance

Jeden z pierwszych filmów dokumentalnych z 1896 r. nakręconych przez braci Lumiere przedstawiał wjazd lokomotywy na stację La Ciotat. Mój pierwszy krótki filmik nakręcony na Sri Lance dokumentował przyjazd pociągu na stację w Kolombo, bo przez 5 godzin czekania na transport do Kandy trzeba było coś robić, więc kręciłem się po dworcu i kręciłem filmy. A dworzec w Kolombo, o proszę państwa, zapewnia swoim stylem i klimatem teleportację do czasów braci Lumiere, no może we Francji było bardzie świeżo i czysto w roku pańskim 1896 r. No cóż, od czasów kolonialnych niewiele tu remontowano poza dachem pokrytym teraz eternitem.

Pociągi na Sri Lance to atrakcja turystyczna sama w sobie z gatunku tych „o ja pierniczę, ale strasznie, ale jaki ekstra skansen!”. Wato spróbować, żeby poczuć ten kraj wszystkimi zmysłami podróżniczymi, zbliżyć się do ludzi i na chłodnym łokciu, przez otwarte okno obserwować wyspę.

Kultowa trasa kolejowa przez pola herbaciane i góry prowadzi z Kandy do Ella. Pociąg jedzie długo i wolno, ale nie aż tak, żeby wysiąść z przodu, pozbierać herbatę i wsiąść w ostatnim wagonie. Nawet trasa zajmująca 2,5 godziny z Kolombo do Kandy daje przedsmak tego, co czeka w lankijskich kolejach. Nazwa miasta Kandy, o kulturalnej randze Krakowa, brzmi jakoś cukierkowo. Czekamy już 4 godziny i słodko nie jest… Aż tu nagle…
– O jaki słodki… – rozmarzyła się Ola na widok szczura wyłaniającego się spod podkładów kolejowych. No cóż, w Warszawie też są szczury w centrum. Ale była to lekcja: oglądamy, ale nie dotykamy małpek i innych zwierzaków szczególnie, kiedy wyglądają słodko.

Sri Lanka Kolombo kolej dworzec

Dworzec kolejowy w Kolombo – witamy w XIX wieku

Temperatura 33 stopnie w cieniu. Szukaliśmy przewiewu, bo Kolombo są tylko same kasy i perony, bez hali dworcowej. Ola uczepiona jak kiść winogronu wędruje z nami i tobołami przez kładkę nad torami w poszukiwaniu wolnej ławki. Powoli zjadamy zapasy przywiezione z Polski. Chłodna woda 1,5 l kosztowała 100 rupii, czyli około 2,2 zł – jak na dworzec w stolicy – tanio. Dwa bary, które kontrola z sanepidu zamknęłaby po przestąpieniu progu, działały pełną parą. Na miejscu podróżni jadali samosy, kuliste wege kotlety na blaszanych talerzach, a na wynos pakowano ryż z warzywami na worek foliowy otulony w gazetę codzienną – wszystko jakby wyciągnięto psu z gardła. Nie skusiłem się. Jednak po czterech godzinach puszczania korzeni na dworcu, moje obawy były rozpuszczane przez wzmożoną produkcję soków żołądkowych i zaciskający się supeł głodu. Uwielbiam street food, jadłem ptaka upieczonego na ognisku z Buszmenami w Tanzanii, ale nie mogłem  jakoś przełamać się do dworcowej kuchni w Kolombo.

Sri Lanka Kolombo Dworzec ludzie

Zjedz samosa lub giń!

O 12.30 stanęliśmy z tłumem na pociąg do Kandy. Nie zdążyliśmy dobrze podnieść plecaków, kiedy wtoczył się zdezelowany skład, a tłum zdążył wytoczyć się z przedziałów i wtoczyć do środka, a raczej został wessany przez pociąg  jak woda do brudnej strzykawki. 0 12.30 i 33 sekundy staliśmy z Asią na peonie i Olą na rękach, obserwując jak każdy milimetr przedziału II klasy był wypełniony lankijskim ludem. No cóż. Oddałem bilety w kasie, a pan ze smutną miną oznajmił mi, że musi potrącić mi 17% z 475 rupii (bilety dla 3 osób kosztowały około 10 zł). Ale mieliśmy asa w kieszeni – bilety na 15.35! Ha, Ha! II klasa, ale z rezerwacją miejsc. Kupiliśmy je o 10.40 kiedy spóźniliśmy się na pociąg o 10.35 . – Idę na samosa – powiedziałem do dziewczyn, które zaczynały kolejne 2,5 godziny koczowania na peronie pod eternitowym dachem. Oznajmiłem to takim tonem, jakbym mówił „idę na wojnę”. Wojnę z głodem. Wróg czaił się za przetłuszczoną szybą. Był trójkątny i w panierce. – Trzy proszę – powiedziałem twardym jak skała angielskim dla lepszej komunikacji. I… Zatopiłem w nie swoje zęby, niczym szczurek, który dopadł kąsek między podkładami kolejowymi. Samosy wege okazały się… zadziwiająco dobre! Pikantne i świetnie doprawione. Jednego zjadła nawet Asia, której już też było wszystko jedno. Tylko Oli podaliśmy awaryjny słoik z jedzeniem dla dzieci przywieziony z Polski.

Kiedy ja toczyłem bój o samosową samosierrę, dziewczyny rozpoczęły rozmowę na peronie z pięknie ubraną Lankijką. Ola ma w zwyczaju prawić komplementy wszystkim paniom, które mają długie suknie – im bardziej pstrokate i pełne cekinów, tym lepiej. Nasz 4,5 letnia córka zwróciła wagę na dużą broszkę wpiętą w suknię. Młoda dama tak oczarowała Lankijkę, że ta podarowała jej broszę, którą Ola wpięła w naprędce zrobione sari z szala Asi. Ola odwdzięczyła się paczką gum rozpuszczalnych. Jako jedyni spoza Sri lanki na dworcu, wzbudzaliśmy spore, życzliwe zainteresowane. Wiele osób chciało nam pomóc znaleźć pociąg, pytało dokąd jedziemy, kiedy im właśnie zmieniano peron i w popłochu ruszali, żeby zając dobre miejsca.

Sri lanka pociąg do Kandy

Ufff. Wreszcie ruszamy pociągiem do Kandy.

Bez paniki zajęliśmy miejsca w przedziale i o 15.35 ruszyliśmy do Kandy. Właściwie powinienem napisać zaczęliśmy się bujać do Kandy, bo pociąg przechylał się i telepał na wszystkie strony. Okna pootwierane szeroko. Wszyscy jechali na chłodnym łokciu. Łomot i stukot straszliwy. Minęliśmy slumsy na przedmieściach Kolombo i pojawiły się pola ryżowe, a potem wzgórz, a potem zaczął padać deszcz i w popłochu wszyscy zamykali okna, i nic nie było widać na widokowej ponoć trasie relacji Kolombo-Kandy. Ściana wody, zieleni, ciemność już o 18 i ściana płaczu, bo ostrzyłem sobie zęby na niezłe ponoć widoki. Widoki było w tych warunkach no tak na 2, ale przygoda na 10!

Czy opłaca się przemieszczać pociągami na Sri Lance?

No, tak opłaca się! Tanio, a w pakiecie masz jeszcze przygody. Czy oszczędza się czas? Niekoniecznie… To zależy czy oda ci się załapać na określoną godzinę. Nam się nie udało i spędziliśmy na dworcu o temperaturze piekarnika z masakrycznymi sanitariatami, szczurkami kryjącymi się pod podkładami kolejowymi około 6 godzin. Ale spotyka się miłych, pomocnych ludzi, poznaje kraj od podszewki, może trochę brudnej, ale prawdziwej. Po co się tak męczyć? Proszę bardzo: taksówka z Kolombo do Kandy kosztuje około 65 dolarów. Podróż trwa około 3 godziny w zależności od korków w Kolombo.

Info praktyczne, bilety kolejowe w Kolombo

  1. Skorzystaj z oficjalnej www.

    Kolej na Sri Lance ma świetną stronę, choć prostą stronę, także po angielsku:  www.railway.gov.lk. Znajdziesz tam aktualne ceny, czasy dotarcia. Nie warto tracić czasy na klikanie blogów, tripadvisorów i takich tam. Tu masz oficjalnie i dokłądnie i aktualnie.

  2. Jaka kasa, jaki bilet?

    Na dworcu w Kolombo w kasie nr 17 kupisz bilet z rezerwacją miejsc. Np. relacji Kolombo-Kandy kosztuje 280 rupii w II klasie. Kasy nr 3 i 4 sprzedają bilety bez rezerwacji. Cena Kolombo-Kandy II klasa 190 rupii i 105 rupii w III klasie. Można dogadać się prostym angielskim z kasjerami.

    Colombo Sri lanka railway station

TAGS
WPISY POWIĄZANE

DODAJ KOMENTARZ

Paweł Kempa
Polska

Pamiętam jak marzyłem, żeby zobaczyć lwy w Nogongoro. Moimi idolami z dzieciństwa byli Tony Halik i Sir David Attenborough. Wodziłem palcem po mapach zapewne tak, jak oni. Zostałem dziennikarzem z żyłką podróżniczą. Współpracuję z National Geographic Traveler. Przez 5 lat tworzyłem w Men’s Health dział „Wyzwania”, a sporty ekstremalne testowałem na własnej skórze. Lubię ostrą kuchnię tajską, norweskie lodowce i zapach afrykańskiego buszu o poranku. Z żoną i rocznym dzieckiem ruszyłem przez Indonezję, Malezję i Tajlandię, gdzie zostałem zainfekowany nieuleczalnym wirusem podróżowania we troje. Pewnego dnia spojrzałem prosto w oczy lwicy w Ngorongoro.

O blogu

Na blogu Tu są lwy ruszasz ze mną w podróż. Zamieściłem tu przygody, patenty, opisałem miejsca i wyzwania, których doświadczyłem na własnej skórze. Bo każdy ma swój Everest i każdy ma swoje „lwy” do odkrycia – czasem za płotem, czasem na końcu świata. Nazwa Tu są lwy nawiązuje do łacińskiego zapisu „Hic sunt leones”. W ten sposób oznaczano na antycznych mapach tereny dzikie, nieznane kartografom. Tą odkrytą wiedzą, ale – co najważniejsze – emocjami dzielę się tu z Tobą.

Lwy polują na zdjęcia
Lwy polecają: