Lwy buszują po świecie Podróże

Skania. Czy warto popływać canoe po szwedzkich jeziorach, być porwanym przez Wikingów i poszukać dinozaurów

Autor:
opublikowano
14 września 2018

Pływanie canoe przypomina próbę okiełznania dzikiego mustanga. Ale kiedy już opanuje się wiosłowanie i balans tej trochę narowistej krypy, to przygoda na jeziorach i rzekach gwarantowana. Słowo Indianina, a raczej słowo Wikinga, bo pierwsze pociągnięcia wiosłem można wykonać w szwedzkiej Skanii. Ale jeśli dodatkowo trafi się na obóz Wikingów, no może dojść do porwania i nie chodzi tu o nurt rzeki…

kania Szwecja blog tusąlwy Paweł Kempa

Skania. Biwak nad jeziorem Ivösjön.

Canoe, w kształcie jaki znamy, pływali Indianie z Ameryki Północnej. Każdy, kto czytał książki o Indianach marzył, żeby tak Mohikanie i Odżibwejowie znad wielkich jezior Ameryki, pływać canoe. Ale idea przemieszczania się po jeziorach i płytkich rzekach na płaskodennych łodziach była bliska także Wikingom. Kajak jakoś zawsze kojarzył mi się z pokonywaniem jezior i rzek w turystyczno-sportowym stylu, a canoe było owiane mgłą przygody, awantury i wyzwania. Dziś w Szwecji – i co raz częściej w Polsce – na spływ wybiera się canoe. Dlaczego warto spróbować właśnie tej konstrukcji? Miałem przekonać się o tym na własnej skórze razem z kilkoma piszącymi i blogującymi wariatami – takimi, jak ja. Ruszyłem zatem do Skanii, czyli regionu Szwecji najbliżej Polski, oczywiście nie canoe, bo ta chybotliwa łódka raczej nie pokonałaby Bałtyku, żeby spróbować swoich pierwszych pociągnięć wiosłem, na tej intrygującej indiańskiej łajbie w krainie Wikingów.

Skania Szwecja Blog tusąlwy Paweł Kempa

Pierwsze pociągnięcia wiosłem w canoe po skańskim jeziorze Immeln.

Zygzakiem po jeziorze, oj te pływanie canoe…

W Polsce przyjęła się nazwa kanadyjka, bo łodzi z charakterystycznie zadartym dziobem używali Indianie zamieszkujący tereny dzisiejszej Kanady. Szwedzi mówią „kanu”, a jezior – podobnie jak dawni Indianie – mają pod dostatkiem. Pływanie canoe wyssali zatem z mlekiem matki. Jakież było moje zdziwienie, gdy na brzegu jeziora Immeln w Skanii zobaczyłem błyszczące jak grot strzały aluminiowe canoe, a nie łódkę powleczoną skórą i korą brzozową. Myślę sobie – lepsze aluminium niż plastik. Moje zdziwienie zauważył Jon Marin, szef ośrodka Immelns Kanotcenter (immelnskanotcenter.se).
– To canoe zbudowano w Ameryce, wzorowano je na tych indiańskich – uspokaja Jon i dodaje, że gdyby Indianie mogli, zapewne używaliby metalowych konstrukcji niż tych z naturalnych materiałów, bo są bardzo wytrzymałe i bezpieczniejsze na wodzie. Koszt wypożyczenia canoe wraz z wiosłami, kapokami, baniakiem wody i beczką to 290 koron za dzień, czyli 120 zł.

Ubieram się przeciwdeszczowy strój, bo zaczyna siąpić deszcz, zakładam kapok i czapkę z daszkiem. Do canoe ładujemy baniaki z wodą, a cały prowiant i sprzęt na biwak zamykamy w wodoodpornych beczkach. Schodzę z pomostu na chybotliwy pokład. Na dziobie zasiada tak zwany szlakowy, a ja zmieniam się w sternika. Tylko, co ze mnie za sternik. Wiosłujemy, ale canoe nie słucha, tylko płynie zygzakiem, jak łajba z kapitanem, który wypił beczkę mocnego rumu po wejściu na pokład. Okazuje się, że cała sztuka w tym, żeby sternik ze szlakowym umieli kompensować odchylenia od kursu, wiosłując to z jednej, to z drugiej strony. No próbujemy… Po kilkunastu minutach płyniemy już znacznie mniejszym zygzakiem. Podziwiam skały i lasy nad rozległym jeziorem Immeln. Robi się zupełnie dziko i wreszcie wychodzi słońce.

Skania Szwecja Blog tusąlwy Paweł Kempa

Widok z przystani na Wyspie kobiet na jeziorze Immeln. Kobiet nie było, ale wyspa piękna.

Skania Szwecja Blog tusąlwy Paweł Kempa

Biwak nad jeziorem Immeln. Kaspar – szwedzki mistrz kuchni biwakowej i jego królestwo.

Outnic na wyspie

Była nieduża, ale ciekawie ukształtowana, porośnięta lasem, ze skałami w centrum i pozostałościami małego kamieniołomu. Po kilku godzinach wiosłowania i jednym przystanku na brzegu, nasza mała armada złożona z czterech canoe dobija do tajemniczej wyspy. Dla mnie każda niezamieszkała wyspa na jeziorze ma posmak tajemnicy i dzikości. Wyspę obchodzę dookoła w 10 minut. Czar dzikości trochę pryska, kiedy znajduję… drewnianą latrynę. Ale dzięki temu jest czysto i nikt nie robi po krzakach. Rozbijamy namioty nieopodal brzegu.

Za przyrządzenie kolacji zabiera się Kaspar – jak się okazało, szwedzki mistrz kuchni biwakowej. Pomagamy mu zbierać grzyby i leśne owoce. Potem w kociołku nad ogniskiem przygotowuje z naszych zbiorów i przywiezionych warzyw wyborną kolację.
– Takie jedzenie w terenie nazywamy „outnic”, czyli piknik w outdorze  – mówi Kaspar mieszając kurki z borówkami. Siedzimy przy ognisku. Jon Marin opowiada, że miejsce, w którym biwakujemy nazywają Wyspą kobiet, bo w czasie wojen między Szwecją a Danią o Skanię w XVII wieku właśnie na tej wysepce pośrodku jeziora ukrywały się kobiety z okolicznych wiosek, szukając schronienia przed ogniem, gwałtami i rabunkami, czyli tym, co żołdacy lubią najbardziej. My chronimy się w namiotach, a rano pakujemy obóz i ładujemy wszystko do beczek. Ruszmy na nowy, wodny szlak.

Skania Szwecja Blog tusąlwy Paweł Kempa

Spływ rzeką Holjeån. Dzika i dość głęboka z wieloma powalonymi drzewami w nurcie, choć początek wydawał się łatwy.

Canoe po rzece Holjeån

Po przepłynięciu jeziora Immeln pomagamy na brzegu załadować canoe na specjalny samochód transportowy i busem przejeżdżamy do miejscowości Västanå. Centrum canoe mieści tam przy starym młynie. Właściciele częstują jabłkami – ponoć najlepsze w Skanii. Tym razem spróbujemy pływania po skańskiej rzece. Wartki nurt znosi od razu niektórych w szuwary. Oj, pływanie po bystrej wodzie zapowiada się na kolejny, trudniejszy krok, a raczej pociągnięcie wiosłem w nauce pływania kanadyjką. Rzeka Holjeån uspokaja się jednak, ale pokazuje swoje inne, dzikie oblicze. Mijamy zwalone drzewa, a meandrujący nurt zmusza mnie i szlakowego do ciągłej korekty kursu i czujności. Relaks na jeziorze zamienił się w pracę i przygodę. Wody sporo. Wiosłem nie wyczuwam dna. Połykamy kolejne kilometry. Robi się spokojnie, zupełnie cicho… Nagle zza krzaków na brzegu dobiega mnie krzyk. – Haaa! (i tu potem padła wiązanka wykrzyczanych, szwedzkich słów, zapewne siarczystych przekleństw). Brodaty facet z mieczem w dłoni, ubrany w hełm i kolczugę, chwyta zręcznym ruchem sznurek do cumowania mojego canoe. Grzechoczą mu zęby dzika w naszyjniku na piersi, kiedy mocuje się z liną. Wzdrygnąłem się w pierwszej chwili, bo gość rozpruł ciszę jak nóż poduszkę z pierzem. Napadli nas Wikingowie!

Skania Szwecja Blog tusąlwy Paweł Kempa

Wikingowie palili, chędożyli i rabowali, ale tym razem było spokojnie. Harald wziął naszą ekipę do niewoli. W duchu gender zarówno kobiety, jak i mężczyźni byli związani jedną liną. Nie stawialiśmy oporu.

Skania Szwecja Blog tusąlwy Paweł Kempa

Poczet wikingów szykuje się do uroczystej parady na dorocznym zlocie pod wzgórzem Gudahagen koło Näsum.

W niewoli u Wikingów

Groźny Wiking nakazał zacumować na brzegu wszystkim osadom kanadyjek z naszej ekipy. Szwed naprawdę wczuł się w rolę i krzyczał na nas, próbując zastraszyć na tyle skuteczne, że niektórzy poczuli dreszcz na plecach, jak później przyznali się przy ognisku. Niby szopka i teatrzyk, ale zabawa był dobra. Wtedy pokojarzyłem fakty, bo w planach były wprawdzie odwiedziny w wiosce Wikingów, ale wieczorem. Wszystko ukartował organizator spływu. Dogadał się z jarlem, czyli wodzem Wikingów i zainscenizowali porwanie. Harald, bo tak miał na imię nasz pogromca, już po chwili złagodniał, choć wyciągnął długi sznur… – Zaprowadzę was do wioski i sprzedam na targu niewolników – mówił po angielsku. Na zlocie Wikingów w połowie września pod wzgórzem Gudahagen koło Näsum faktycznie handluje się, ale nie niewolnikami, tylko rękodziełem. Setki osób, całe rodziny przebrane w stroje z X wieku przybywają z różnych zakątków Szwecji do tej przepięknie położonej wioski Wikingów, żeby świętować, handlować wyrobami z rogu i średniowiecznym uzbrojeniem, bawić się, ale też toczyć boje, bo pośród kramów ścierają się grupy rekonstrukcyjne. Harald z uśmiecham puścił nas wolno.

Skania Szwecja Blog tusąlwy Paweł Kempa

Biwak Wikingów pod wzgórzem Gudahagen koło Näsum.

– No dobra, chudzi i słabi jesteście, nic na was nie zarobię – śmiał się Wiking. Poszedłem na pobliskie wzniesienie Gudahagen z wielkimi dębami i megalitycznymi kamieniami na szczycie. Kiedyś czczono tu Odyna i chowano zmarłych, ale dziś także unosi się duch religii, bo właśnie byłem świadkiem niezwykłego obrzędu… W pierwszej chwili myślałem jednak, że widzę inscenizację, bo przed prostym ołtarzem stała pani pastor ubrana w strój wikingów z krzyżem na piersiach. Wokół niej zgromadzili się rodzice z drącymi w niebogłosy dziećmi na rękach. Właśnie polewano ich główki wodą. Wszyscy ubrani jak w X wieku, śpiewali podniosłe pieśni. Chrzest był prawdziwy! Niezwykłe połączenie tradycji, miejsca i religii. Przepełnieni duchem wolności, zeszliśmy potem do rzeki i popłynęliśmy dalej.

Skania Szwecja Blog tusąlwy Paweł Kempa9

Chrzest na wzgórzu Gudahagen (prawdziwy). To święte wzniesienie było niegdyś miejscem kultu dla Wikingów.

Na 100% znajdziesz dinozaura!

Po dwóch kolejnych godzinach płynięcia rzeką, bez napadów ze strony Wikingów, wpłynęliśmy canoe na jezioro Ivösjön
największe i najgłębsze w Skanii. Co za przestrzeń! Zacumowaliśmy na półwyspie Orudden. Dwa dni wcześniej umówiliśmy się tu z Filipem Lindgrenem, pracownikiem lokalnego muzeum z Bromölla  W wodzie, przy piaszczystej plaży brodził starszy jegomość przeszukując dno jak czapla.
– Szukam Brachiopodów – zaczął Filip, kiedy uścisnęliśmy sobie dłonie po zacumowaniu kanadyjek.
– Brzmi jak dinozaur – powiedziałem.
– Owszem, to specyficzny rodzaj dinozaura, a naprawdę małe bezkręgowce podobne do małży. Żyły one 80 milionów lat temu, kiedy tereny dzisiejszej Szwecji pokrywało tropikalne morze. O, spójrz, jest! – ucieszył się Filip i z dna wyłowił mały, beżowy, skamieniały krążek. Potem opowiedział legendę skąd według mieszkańców tych stron wzięły się w jeziorze Ivösjön. Według podań były to zamienione w muszle monety, które łupił na okolicznych mieszkańcach zły książę. Za karę złe wiedźmy utopiły go w jeziorze a zrabowane złoto zamieniły się w znajdowane okrągłe skamieniałości.

Razem z Filipem i resztą ekipy jedziemy  na pobliskie stanowisko paleontologiczne.
– Każdemu gwarantujemy, że znajdzie jakieś szczątki dinozaurów – zapewnia Filip, kiedy chodzimy po dawnym wyrobisku wydobywanego tu kiedyś kaolinu, czyli glinki służącej do wyrobu porcelany. Pośród białego materiału już od dawna znajdowano tu różne, skamieniałe szczątki. Trochę mu nie wierzę, że każdy znajdzie skamieniałości, ale zabieram się do płukania piasku. Już na pierwszym sicie znajduję wyglądającą jak pocisk karabinowy od kałasznikowa skamieniałą część prehistorycznego kalmara! Służyła mu jako balast do pływania. Gorączka poszukiwacza narasta. Potem znajduję kolejne, a po 30 minutach ząb rekina! – Wszystkie te szczątki możesz zabrać ze sobą – mówi Filip. Jeśli tylko ktoś znajdzie naprawdę cenny i nowy okaz, robimy zdjęcia, opisujemy i oddajemy znalazcy – wyjaśnia Lindgren.
– Czyż może być bardziej genialny sposób uczenia paleontologii? – Myślę sobie, kiedy z pudełkiem pełnym różnych skamieniałości sprzed 80 milionów lat płynę pod wieczór canoe na wyspę Bjärnö. Zasypiam w namiocie, a koło głowy mam dinozaury. Ściskam w ręku obolałej od wiosłowania ząb rekina i grot strzały kupionej w wiosce Wikingów. Pływanie canoe już zawsze będzie kojarzyć się z przygodami.

Skania Szwecja Blog tusąlwy Paweł Kempa

Każdy znajdzie szczątki dinozaurów sprzed 80 milionów lat. Serio. No i można je zabrać ze sobą! Poszukiwanie ich z Filipem Lindgrenem, który genialnie opowiada, to czysta przyjemność.

Koszty canoe i poszukiwania skamieniałych dinozaurów w Skanii

Wypożyczenie canoe wraz z wiosłami, kapokami, baniakiem wody i beczką to koszt 290 koron za dzień, czyli 120 zł.

Poszukiwanie szczątków dinozaurów w okolicach Bromölla to koszt dla 1 osoby to 395 koron, 2 os dorosłe + dwójka dzieci: 1000 koron) Z Filipem Lindgren można umówić na poszukiwanie szczątków przez stronę www.havsdrakarnashus.se.

Zasady bezpieczeństwa i przebywania w canoe

– Zawsze pływaj w kapoku.
– Rzeczy zapakuj do wodoszczelnych worków lub beczek.
– Canoe jest wygodniejsze od ciasnego kajaka, ale podczas pływania nie stawaj na pokładzie. Łatwo wtedy o wywrotkę. Uklęknij, gdy chcesz wyciągnąć coś z bagażu. Wstaje się na ugiętych nogach tylko podczas wsiadania i wysiadania.
– Weź gąbkę i czerpak do usuwania wody z pokładu.

Jak rozpocząć przygodę z canoe

– Do nauki pływania wybierz spokojne jezioro. Na wąskiej rzece manewruje się początkującym o wiele trudniej, bo utrzymanie kursu na wprost stanowi niezłe wyzwanie.
– Wybierz lekkie wiosło aluminiowe łączone z tworzywem, a nie ciężkie drewniane.
– Modele wykonane z polietylenu są bardziej wytrzymałe od tych z włókna szklanego, choć nieco cięższe. Nie wypożyczaj szerszego niż 90 cm. Szerokimi, transportowymi canoe trudniej się manewruje i wymagają większej siły.
–  Osoba o większych umiejętnościach nawigacyjnych powinna siedzieć z tyłu (sternik), a tzw. szlakowy z przodu (lżejsza, ale silna osoba).

Biwak na dziko w Szwecji

Allemansrätten, czyli prawo powszechnego dostępu do natury daje wszystkim mieszkańcom Szwecji i turystom możliwość swobodnego poruszania się po lasach i jeziorach i górach. Można zbierać leśne runo i biwakować w głuszy (1,2 noce w jednym miejscu), pod warunkiem poszanowania roślin i zwierząt. Miejsce należy pozostawić po sobie w takiej postaci, w jakiej zastało się je przed przybyciem. Nie można jedynie biwakować blisko prywatnych posesji lub na ich terenie, a także w parkach narodowych i rezerwatach. Gminy mogą wprowadzać lokalnie zakazy np. palenia ognisk ze względu na suszę. Najlepiej biwakować w wyznaczonych (darmowych) miejscach z ogrodzonym paleniskiem, prostą toaletą. Takich miejsc w Szwecji są setki.

W Skanii byłem na zaproszenie Tourism in Skåne AB w ramach Outdoor Academy Scandinavi www.scandinavianoutdoorgroup.com. Tekst o pływaniu canoe po Skanii znalazł się także w wydaniu wakacyjnym National Geographic Traveler.

Skania Szwecja Blog tusąlwy Paweł Kempa

TAGS
WPISY POWIĄZANE
1 Komentarz
  1. Odpowiedz

    Przemax

    23 września 2018

    Bardzo fajny tekst. Trochę zazdroszczę przygody 😉
    Jak ktoś preferuje jeziora nad rzeki, to śmiało można polecić Finlandię, a jak szybsze rzeki albo fiordy – Norwegię. Skandynawia rulez!
    Obecnie zdecydowanie preferuję canoe nad kajak – wygoda jest nieporównywalna. No i ten styl 😉

DODAJ KOMENTARZ

Paweł Kempa
Polska

Pamiętam jak marzyłem, żeby zobaczyć lwy w Nogongoro. Moimi idolami z dzieciństwa byli Tony Halik i Sir David Attenborough. Wodziłem palcem po mapach zapewne tak, jak oni. Zostałem dziennikarzem z żyłką podróżniczą. Współpracuję z National Geographic Traveler. Przez 5 lat tworzyłem w Men’s Health dział „Wyzwania”, a sporty ekstremalne testowałem na własnej skórze. Lubię ostrą kuchnię tajską, norweskie lodowce i zapach afrykańskiego buszu o poranku. Z żoną i rocznym dzieckiem ruszyłem przez Indonezję, Malezję i Tajlandię, gdzie zostałem zainfekowany nieuleczalnym wirusem podróżowania we troje. Pewnego dnia spojrzałem prosto w oczy lwicy w Ngorongoro.

O blogu

Na blogu Tu są lwy ruszasz ze mną w podróż. Zamieściłem tu przygody, patenty, opisałem miejsca i wyzwania, których doświadczyłem na własnej skórze. Bo każdy ma swój Everest i każdy ma swoje „lwy” do odkrycia – czasem za płotem, czasem na końcu świata. Nazwa Tu są lwy nawiązuje do łacińskiego zapisu „Hic sunt leones”. W ten sposób oznaczano na antycznych mapach tereny dzikie, nieznane kartografom. Tą odkrytą wiedzą, ale – co najważniejsze – emocjami dzielę się tu z Tobą.

Lwy polują na zdjęcia
Lwy polecają: