P.A.R.N.O.

Mi-24 nad Wrocławiem. Raport z oblężonego miasta

Autor:
opublikowano
15 kwietnia 2018

20 lipca 2017. Moje miasto. Wrocław. Polska. Masło. Ukraińcy. The World Games. Kreml a uchodźcy. Upały.

We Wrocławiu

wieczorem trwa ceremonia otwarcia igrzysk sportów nieolimpijskich The World Games. Jest komplet na trybunach i ponoć moc. Dobrze. W świat idzie pozytywny przekaz: paraliżujemy wreszcie dobrym Show, a nie paralizatorem. Znajomi prowadzą transmisje na żywo przez FB. Inni są „na żywo” na wrocławskim Rynku i protestują, i transmitują. W Warszawie inni znajomi poszli pod Pałac Prezydencki, ale Prezydent Andrzej Duda – Adrian (potrzebne skreślić wedle opcji, bo ja jestem z podróżniczej opcji), jakby to powiedzieli w USA: „has gone to Hel” lub pasuje też głos spikera „Elvis has left the building”. Depesze z Warszawy płyną w świat: w Polsce każdy ma swojego „osobistego Jezusa”. Jedni nazwali go Jarosław, inni demos, który ma kratos. Depeche Mode, bez względu na ustrój w Polsce, wystąpi na Stadionie Narodowym 21 lipca. Wokalista zespołu Linkin Park popełnia samobójstwo osierocając 6 dzieci. Woman’s Health wrzuca posta: „Fantazje erotyczne facetów singli nie różnią się specjalnie od fantazji facetów żonatych (…)” . Życie po śmierci splata się z życiem erotycznym na Facebooku.

Tomasz Majeran,

Ten wrocławski poeta, konserwator powierzchni wirtualnych – jak sam o sobie pisze, idzie przez Europę już ponad 40 dni pisząc świetny dziennik drogi. Właśnie opuścił Niemcy. Śledzę go, bo warto być czasem w innej, podróżniczej rzeczywistości. Tankuję gaz, a obok mnie technik naprawia zepsuty dystrybutor. Pytam, czy nie wybuchnie. – Nje powinien – odpowiada. Ale zaraz dodaje – alje ktu tam go wje – zdradzając już w 100% swój ukraiński akcent. Rosyjska stacja Lukoil. Nie wybuchło. Ale za to na Kremlu strzelają korki od szampana. – Jest! – cieszy się Pieskow na brifingu u Putina – panie prezydencie, kolejny kraj Unii praktycznie rozjebany, tzn. podzielony, skłócony… – poprawia się szybko, bo car nie lubi przekleństw, a właśnie uniósł jedną brew. – Ale piękne manifestacje i uchwały – ciągnie Pies(kow) – skaczą sobie do gardeł i wszystko jest na dobrej drodze do ich wyjścia z Unii, jak planowaliśmy – uśmiecha się strzygąc wąsikiem.
– To jak finansujemy więcej pontonów z uchodźcami? Bo coś we Francji się nie udało z wyborami i z tymi mailami, jak u tych głupich jankesów – rzuca na koniec już lekko znudzonemu carowi, a ja z Kremla jadę do portugalskiej Biedronki, bo już zapłaciłem za rosyjski gaz.

„Masło Polskie”

Już 6.49 za kostkę w portugalskiej Biedronce udającej polskiego owada. Masła klarowanego brak. Ponoć w Warszawie zwykłe po 9. Klarowne sytuacje są ostatnio passé. Jestem w Biedronce o 20.57. Pani krzyczy – Adrian, posprzątaj kartony! – Serio, darła się tak przez pół sklepu bez kontekstu politycznego. Adrian w zielonej koszulce pracownika Biedronki posłusznie darł kartony. Wreszcie w domu. Woda w ogrodowym baseniku Oli zzieleniała przez tydzień. Upały, woda bez chloru. (Polecam film „Upały” Urlicha Seidla. Oglądałem go na kiedyś na Nowych Horyzontach i czułem się, jak by to powiedzieć, zażenowanie połączone z fascynacją, jakbym oglądał sypialnię sąsiadów przez dziurkę od klucza). Otwieram białe wino. Zimne. Nagle powietrze wypełniają basowe dźwięki i rytmiczne dudnienie, jakby po niebie jechał ktoś gigantyczną kosiarką. Nad moim domem pojawiają się dwa wojskowe Mi-24.

Odłamkowym… ognia! 

TAGS
WPISY POWIĄZANE

DODAJ KOMENTARZ

Paweł Kempa
Polska

Pamiętam jak marzyłem, żeby zobaczyć lwy w Nogongoro. Moimi idolami z dzieciństwa byli Tony Halik i Sir David Attenborough. Wodziłem palcem po mapach zapewne tak, jak oni. Zostałem dziennikarzem z żyłką podróżniczą. Współpracuję z National Geographic Traveler. Przez 5 lat tworzyłem w Men’s Health dział „Wyzwania”, a sporty ekstremalne testowałem na własnej skórze. Lubię ostrą kuchnię tajską, norweskie lodowce i zapach afrykańskiego buszu o poranku. Z żoną i rocznym dzieckiem ruszyłem przez Indonezję, Malezję i Tajlandię, gdzie zostałem zainfekowany nieuleczalnym wirusem podróżowania we troje. Pewnego dnia spojrzałem prosto w oczy lwicy w Ngorongoro.

O blogu

Na blogu Tu są lwy ruszasz ze mną w podróż. Zamieściłem tu przygody, patenty, opisałem miejsca i wyzwania, których doświadczyłem na własnej skórze. Bo każdy ma swój Everest i każdy ma swoje „lwy” do odkrycia – czasem za płotem, czasem na końcu świata. Nazwa Tu są lwy nawiązuje do łacińskiego zapisu „Hic sunt leones”. W ten sposób oznaczano na antycznych mapach tereny dzikie, nieznane kartografom. Tą odkrytą wiedzą, ale – co najważniejsze – emocjami dzielę się tu z Tobą.

Lwy polują na zdjęcia
Lwy polecają: